Opozycja twierdzi, że projekt jest "nieodpowiedzialny", "populistyczny" i "ryzykowny". PiS odpowiada jej, że totalna krytyka deficytu zawartego w projekcie budżetu na 2017 r. jest nieuzasadniona, a środki przeznaczone na program Rodzina 500 Plus są najlepszą inwestycją od 26 lat.

Ekonomiści podkreślają, że w czasie koniunktury deficyt powinno ograniczać się do minimum. Niektórzy wskazują też na ryzyko związane z zakładanym wzrostem gospodarczym i osiągnięciem zamierzonych dochodów tj. z uszczelniania systemu podatkowego.

Zgodnie z projektem przyszłoroczne dochody budżetu wyniosą 324,1 mld zł, wydatki zaś 383,4 mld zł, w efekcie deficyt budżetu państwa ma być nie większy niż 59,3 mld zł. Wzrost gospodarczy przewidywany jest na poziomie 3,6 proc. PKB.

Zobacz: Rząd przyjął wstępny projekt budżetu na 2017 rok >>

W projekcie uwzględniono planowane zmiany dotyczące wieku emerytalnego, jednorazowe dodatki pieniężne dla najgorszej uposażonych emerytów i rencistów, zwiększone nakłady na obronę narodową oraz infrastrukturę drogową i kolejową, podwyższone świadczenia pielęgnacyjne, zasiłki rodzinne i progi dochodowe w świadczeniach rodzinnych, dofinansowanie do bezpłatnych leków dla seniorów oraz większe dofinansowanie do ubezpieczeń upraw rolnych i zwierząt gospodarskich.

Na finansowanie Programu "Rodzina 500 Plus" rząd chce przeznaczyć ok. 23 mld zł. Fundusz Ubezpieczeń Społecznych zostanie wsparty dotacją z budżetu w kwocie 47,2 mld zł.

Po stronie dochodów rząd wskazał "odbudowę wpływów podatkowych państwa" i "uszczelnianie systemu podatkowego", m.in. z tytułu VAT. Zgodnie z informacją z resortu finansów, założono 10 mld zł wpływów z uszczelnienia podatków VAT i CIT.

Przez najbliższy miesiąc mają trwać dyskusje w Radzie Dialogu Społecznego oraz rozmowy Ministerstwa Finansów z pozostałymi ministerstwami co do priorytetów. We wrześniu projekt ustawy budżetowej na 2017 r. ma trafić do Sejmu.

Premier Beata Szydło na konferencji prasowej poinformowała, że istotne jest, by budżet był "odpowiedzialny". Zaznaczyła, że rządowi zależy na tym, aby "móc powiedzieć, że odbudowujemy finanse państwa, że tworzymy system, który jest stabilny, który jest przewidywalny". "A z drugiej strony realizujemy te najważniejsze priorytety, najważniejsze cele, które zakłada rząd, związane z naszą polityką prorodzinną, prospołeczną, polityką bezpieczeństwa, i najważniejsze wyzwanie - czyli polityka rozwojowa" - mówiła.

Minister finansów Paweł Szałamacha zapewnił, że mimo realizacji zamierzeń prorodzinnych, rząd nadal obraca się w bezpiecznej przestrzeni finansów publicznych. Powiedział, że szereg zamierzeń politycznych rządu będzie realizowanych w zwiększonym niż obecnie wymiarze w 2017 r. przy "zatrzymaniu deficytu budżetowego na bezpiecznym, wiarygodnym poziomie 2,9 proc." PKB.

Szałamacha dodał, że we wstępnym projekcie budżetu na 2017 r. rząd zakłada wpływy z podatku od sklepów na 1,6 mld zł.

"Najlepszą oceną realistyczności tej cyfry - poziomu 2,9 - jest reakcja w ostatnich dniach tych, którzy oceniają budżet, czyli inwestorów na rynkach finansowych; reakcja rynków finansowych od poniedziałku, która świadczy o tym, że nasze dane są odbierane jako w pełni wiarygodne" - powiedział.

Negatywnie wstępny projekt ustawy budżetowej na 2017 r. oceniła opozycja. "PiS w swoim pierwszym autorskim budżecie przy dobrej koniunkturze gospodarczej funduje Polakom największy deficyt w historii, biorąc pod uwagę jego nominalną wartość - prawie 60 mld zł" - powiedziała była wiceminister finansów Izabela Leszczyna (PO). Podkreśliła jednocześnie, że groźniejsza niż wartość nominalna deficytu budżetowego jest jego relacja do PKB.

Wicemarszałek Sejmu Stanisław Tyszka (Kukiz'15) powiedział, że wstępny projekt ustawy budżetowej na 2017 r. pokazuje, że Prawo i Sprawiedliwość "populistycznie idzie w rozdawnictwo pieniędzy, nie przejmując się rachunkiem, który będzie wystawiony przyszłym pokoleniom Polaków".

"Te długi trzeba będzie spłacać. To niemoralne, żeby zadłużać się na poczet pokolenia naszych dzieci i wnuków" - przekonywał poseł Kukiz'15.

Szef Nowoczesnej Ryszard Petru jest zdania, że przyszłoroczny deficyt budżetowy może przekroczyć poziom 3 proc., a Polska w ten sposób wpaść w unijną procedurę nadmiernego deficytu. Zdaniem Petru "ostatnią osobą, która tak zadłużała Polskę, jak teraz Jarosław Kaczyński z premier Beatą Szydło, był Edward Gierek". Według lidera Nowoczesnej możliwe jest, że rząd Beaty Szydło w przyszłym roku podniesie podatki czy składki.

Zobacz: Petru: budżet oparty na zbyt optymistycznych założeniach >>

PSL uznało przedstawione przez rząd założenia wstępnego projekt ustawy budżetowej na 2017 r. za bardzo optymistyczne, bo zakładają m.in. lepszą niż dziś ściągalność podatków.

Rzecznik ludowców Jakub Stefaniak ocenił, że PiS złożyło zbyt dużo obietnic, m.in. związanych z programem 500 plus i planowanym obniżeniem wieku emerytalnego. Zaniepokojona propozycjami rządu jest też zasiadająca w sejmowej komisji finansów publicznych posłanka PSL Genowefa Tokarska. Według niej zaproponowane wskaźniki są "bardzo ryzykowne", zwłaszcza deficyt sektora finansów publicznych na poziomie 2,9 proc.

Zobacz; PSL: założenia budżetu bardzo optymistyczne i ryzykowne >>

Wiceszef sejmowej komisji finansów Jan Szewczak (PiS) wskazał, że deficyt jest nominalny, ma charakter planu finansowego. "Ten deficyt może być w sensie wykonania zupełnie inny, znacznie niższy. Sądzę, że deficyt zaplanowany w tym roku będzie niższy niż ten zapisany w budżecie. Wskazuje na to ściągalność wpływów podatkowych" - zaznaczył. Ocenił, że dla tego budżetu wyzwaniem będzie nie wewnętrzna polityka gospodarcza, tylko zewnętrzne zjawiska polityczne, geopolityczne i gospodarcze. Według Szewczaka projekt budżetu krytykują m.in. politycy PO i PSL, których nazwał "niedościgłymi mistrzami zadłużania państwa polskiego".

Ekonomista prof. Stanisław Gomułka uważa, że przyjęty przez rząd wstępny projekt budżetu na 2017 r. to kompromis między wydatkami na obiecane w kampanii wyborczej cele a utrzymaniem deficytu w pobliżu maksymalnego poziomu akceptowalnego w UE. Jego zdaniem planowany deficyt jest zbyt duży, a w budżecie brakuje rezerwy na wypadek „niesprzyjających okoliczności”. Dodał, iż "jest ryzyko, że tempo wzrostu gospodarczego będzie jednak trochę mniejsze niż 3,6 proc.”.

Zobacz: Prof. Gomułka: planowany deficyt jest zbyt duży >>

Dodał, też że w projektowanym budżecie „praktycznie nie ma rezerwy” na „okoliczności niesprzyjające” i niepowodzenia w uzyskaniu zakładanych dochodów tj. dochody w wysokości 10 mld zł w rezultacie uszczelnienia systemu podatkowego.

Ekonomista Marek Zuber uważa, że przyjęty przez rząd projekt budżetu jest realny, ale też dość napięty i niesie pewne zagrożenia. Nie zgodził się z głosami, że to budżet, który "przybliży nas do jakiegoś dramatu i załamania finansów publicznych w Polsce".

"W ustawach budżetowych powinno się stosować niepisaną zasadę ostrożnościową, która mówi, że jeśli nie jesteś pewien jakiś dochodów, to raczej nie bierz ich pod uwagę" – dodał. Z drugiej strony – jak mówi Zuber - pod względem wydatków i reszty dochodów, rząd jest dość realistyczny.

Zobacz: Projekt budżetu na 2017 rok ma pewne zagrożenia >>

Dr Bartłomiej Biga z Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie uważa, że wbrew deklaracjom rządu projekt budżetu jest znacznie bardziej prospołeczny niż prorozwojowy. Jego zdaniem, o ile w kontekście 2017 r. nie jest to jeszcze niebezpieczne, kontynuowanie takiej polityki budżetowej w dłuższym okresie może poważnie zaszkodzić gospodarce.(PAP)

Zobacz: Projekt budżetu na 2017 r. bardziej prospołeczny niż prorozwojowy >>

zab/ mtb/ ren/ mkr/ jaw/ wni/ mrr/ mzk/ tgo/ luo/ rbk/ jzi/ jbr/