Jak by pan ocenił zmiany w ustawie o CIT, które obowiązują od początku roku. Miały być ułatwieniem dla biznesu, ale w rzeczywistości wyszło chyba zupełnie inaczej.

Ułatwień faktycznie jest bardzo niewiele. Tak naprawdę można tu wskazać tylko zwiększenie wartości środka trwałego z 3,5 tys. do 10 tys. zł. Więcej można teraz jednorazowo zaliczyć do kosztów uzyskania przychodów, ale to niestety koniec ułatwień. Wszystkie pozostałe zmiany oceniam jako co najmniej uciążliwe a czasem wręcz niekorzystne dla biznesu.

Jakie to zmiany?

Możemy je podzielić na kilka grup. Pierwsze to te, które wynikają z dyrektywy ATAD (Chodzi o Dyrektywę Rady EU nr 2016/1164 z 12.07.2016 r. ustanawiająca przepisy mające na celu przeciwdziałanie praktykom unikania opodatkowania, które mają bezpośredni wpływ na funkcjonowanie rynku wewnętrznego – przyp. red.). Druga kategoria to regulacje, które zostały wprowadzone do polskich przepisów niezależnie od dyrektywy, ale mające na celu zapobieganie unikania opodatkowania i uszczelnienie systemu podatkowego.

Banaś: Administracja skarbowa będzie jeszcze skuteczniejsza >>

A trzecia kategoria?

Trzecia grupa to przepisy, można powiedzieć, niewynikające z niczego, ale zwiększające efektywną stawkę podatkową.

Nie ma pan wrażenia, że na cenzurowanym są podatnicy w grupach? Trudno nie zauważyć, że wiele przepisów jest tworzonych w takim brzmieniu, jakby z samego tylko faktu istnienia powiązań, firmom chodziło o oszustwa i unikanie opodatkowania? Tymczasem przecież nie zawsze tak jest.

Trochę tak. Warto też podkreślić, że dyrektywa ATAD nakazała wprowadzenie rozwiązań zapobiegających unikaniu opodatkowania z początkiem 2019 r. Polska wyszła przed szereg i przepisy o unikaniu obowiązują u nas już od początku tego roku. Unia nie wymagała jednak aż takiego pośpiechu. Z jednej strony to dobrze, że jesteśmy takim gorliwym członkiem Unii, ale można było ze zmianą przepisów jeszcze trochę poczekać.

Warto też zwrócić uwagę, że dyrektywa ATAD nakłada pewne minimum, które każde państwo członkowskie musi wprowadzić u siebie. To, że wprowadza się regulacje bardziej restrykcyjne, zależy już od indywidualnych decyzji ustawodawstw poszczególnych członków.

Rozumiem, że tutaj też byliśmy gorliwi i ambitni.

Tak. Trzeba przyznać, że wykraczamy dość istotnie poza to obowiązkowe minimum. Przykładem może być chociażby limit dotyczący niedostatecznej kapitalizacji. Dyrektywa wyznaczyła limit 3 mln euro, a w Polsce wprowadzono go w wysokości 3 mln zł. Tu trzy i tu trzy, ale różnica jest ogromna. Takich przykładów jest znacznie więcej.

Jeśli chodzi o rozliczanie kosztów uzyskania przychodów w grupach podatkowych też jest teraz trudniej. Pojawiło się limitowanie ich wartości.

Uważam, że ta zmiana nie ma niestety żadnego racjonalnego uzasadnienia. Ograniczanie kosztów podatkowych z tytułu usług niematerialnych jest rozwiązaniem nieproporcjonalnym i trochę na wyrost. Wprowadzono te zasady chyba dlatego, że brak był środków i narzędzi, które wystarczająco skutecznie mogłyby uderzyć w nadużycia punktowo.

Na wszelki wypadki utrudnijmy życie wszystkim?

No właśnie, nie mówiąc o tym, że ta zmiana w długofalowej perspektywie będzie miała skutki raczej negatywne dla gospodarki. Za parę lat ktoś będzie się zastanawiał, dlaczego akurat takie i takie inwestycje wylądowały w Czechach, czy na Słowacji, a nie u nas. Państwa muszą też konkurować podatkami. Nie powinno się wprowadzać regulacji bardziej restrykcyjnych niż sąsiedzi. W tym przypadku można było spokojnie poczekać i zobaczyć, jak się zachowają inne kraje, a nie koniecznie być pionierem.

Dodatkowym utrudnieniem jest też klauzula o unikaniu opodatkowania.

Tak, spotkałem się z takim kuriozum, że podatnik bał się obniżyć stawkę amortyzacji w obawie przed podejrzeniem, że chodzi mu tylko o zapłacenie niższego podatku w przyszłości. Taka niepewność to niedopuszczalna i niezdrowa sytuacja.

Rozmawiał Krzysztof Koślicki
 

Kontrola celno-skarbowa. Komentarz Karol Różycki Kontrola celno-skarbowa. Komentarz
Wzory, zestawienia i procedury kontrolne >>